Tuesday, July 19, 2011

SMPJ Dzień 5

Słońce wdzierające się rano przez okno w akademiku sprawiło iż nastrój od razu mi się poprawił. Po śniadaniu udaliśmy się na odprawę na której dowiedzieliśmy się iż warunki mają być co najmniej dobre ale mogą być niestabilne ze względu na "bużyczki". Kierownik Sportowy przygotował po 4 warianty tras dla każdej z klas. Na koniec odprawy zostaliśmy poczęstowaniu batonikami o wdzięcznej nazwie "Attack!" - atmosfera zrobiła się  bojowa. Za sondę standardowo robił dziś instr. Kaniecki na Promyku. Udało mu się nawet wylądować po 30 minutowej walce w parterze. Jednak starty ziemne ruszyły. Ja miałem dziś wątpliwą przyjemność startowania jako ostatni. (Pomijając 3 szybowce które nie załapały się na termikę) Po starcie wielki zawód. Cumulusy które wyglądały naprawdę ładnie, nosiły naprawdę kiepsko. Podkręciłem się w kilku kominach i postanowiłem niezwłocznie odejść na trasę. Na pierwszych 10km trasy była nierówna walka z przyrodą o każdy metr wysokości, rezultat -  na tym odcinku prędkość przelotowa 15km/h. Ale chwilę potem pokazało się słońce i chmurki zaczęły pracować lepiej. Dołączyłem się do Jantara Z4 i leciałem za nim dobre kilkanaście kilometrów do momentu aż on na 900m ruszył na kolejny przeskok. Ja miałem jeszcze mniejszą wysokość przez co musiałem się wykręcać w bardzo turbulentnym kominie, w dodatku nad szybowcem w polu... Dołączył do mnie również Jantar OE.

Przed 1 PZ udało mi się złapać fajny komin, wykręcić podstawę, przeskoczyć Góry Kamienne i zaliczyć Walim. Tam spotkałem Cobrę C3.

W drodze do drugiego PZ trafiły się juz tylko 2 fajne kominy. Od tego momentu było już tylko gorzej. Cobra zawróciła do lotniska, a ja postanowiłem chociażby zaliczyć 100km. Setka stuknęła, a warunki coraz gorsze, ale się utrzymywały. Zaliczyłem 2 PZ - lotnisko w Legnicy i zacząłem wykręcać podstawę w poszarpanym i nieustabilizowanym kominie. Potem kurs na zamek w Bolkowie i przed siebie. Ten odcinek był już w sumie lotem balistycznym. Na całym odcinku prawie żadnego noszenia. dopiero pod koniec tuż przed samym Bolkowem trafiło się jakieś 0,5-0,7 m/s. ale to też się szybko skończyło. Wtedy zauważyłem siedzącego mi na ogonie Jantara AL. Ruszyliśmy razem w kierunku PZ Bolków, zaliczyliśmy go i podjęliśmy zgodną decyzję o lądowaniu w polu. Jako że panie mają pierwszeństwo, Karolina ustawiła się z jedynką do pasa 04 na pobliskim ściernisku, mnie przypadła kolejność druga. W trzecim zakręcie zauważyłem Juniora Z2 na mojej wysokości który również przymierzał się do tego pola. Dostał on kolejność 1,5 i w takim trójkowym szyku zeszliśmy pięknie do lądowania. Idealnie utrzymana separacja i porządek w podziale pola zapewniły nam bezpieczne lądowanie. Zatrzymaliśmy się wszyscy w jednej linii co wyglądało bardzo ładnie.

W tle na wszystkich 3 zdjęciach nasz PZ : zamek w Bolkowie.

Jako że do lotniska nie było daleko: 22km po prostej, 30 drogą lądową, dwie ekipy szybko przyjechały po Z2 i AL, mnie pozostało chwilę poczekać, co wykorzystałem na trening nad równomierną opalenizną :)

Łącznie było dziś 23 albo 25 pól, z czego kilka na terytorium Czech. Plebiscyt na najlepszą pamiątkę z pola wygrywa dziś PW... :) Wszyscy bezpiecznie powrócili już (chyba) do miejsc noclegu... Ciekawe co przyniesie jutrzejszy dzień poza Wielkim Składaniem...







JJ

No comments:

Post a Comment