Saturday, April 5, 2014

Prievidza - podsumowanie

Dzień rozpoczął się jeszcze długo przed wschodem słońca. Wyjazd z Bielska tuż przed 6 z planowanym czasem przyjazdu na 9. Życie zweryfikowało jednak nasze plany. Najpierw mieliśmy drobne problemy z samochodem, co spowodowało pierwsze opóźnienie. Następnie żeby zapewnić rozrywkę drogim czytelnikom bloga poszukiwałem dostępu do internetu, a konkretniej startera na kartę w dowolnej słowackiej sieci komórkowej. Okazuje się iż jest to nie lada wyczyn. Stacje benzynowe, małe sklepiki na nic się zdały. Ostatecznie musiałem nabyć kartę w salonie jednej z sieci po przełamaniu bariery językowej i wylegitymowaniu się (!?) udało mi się zdobyć cenny pakiet danych.
Na lotnisku czekał już na nas Adam Czeladzki. W pierwszej kolejności udaliśmy się przygotować szybowce do lotu. Następnie musiałem dopełnić formalności u bardzo sympatycznego "szefa" lotniska. Formalności składały się na wypełnienie znaków szybowca, daty i podpisu którym potwierdziłem iż wszystkie moje dokumenty są w porządku, trwało to może 30 sekund... (kiedy takie coś zastaniemy Polsce?) Potem trochę zabawy z elektroniką z Duo , pompowanie podwozia i ruszyliśmy na start.
Pierwszy poleciał Adam na Discusie 2ct-18m "ECC", Potem my na Duo "POL". Holownik w Dynamicu sprawnie umieścił nas w kominie po wschodniej stronie lotniska. Po nabraniu wysokości , próba silnika i w drogę. Trasa wyznaczona przez Adama była obszarówką z dwoma PZ. Pierwszy o promieniu 40 km - Chopok, Następnie Wielki Tribec - 10km.
Po doleceniu do pasma Wielkiej Fatry zaczęły się pierwsze problemy z dokręceniem się do podstawy chmur.  Tu straciliśmy z oczu Czeladzia i przez nieznajomość lokalnych dróg wlecieliśmy w nie tą dolinę co potrzeba… Adam, cały czas nas wypytywał czy widzimy wielki hotel w Donovaly, jednak nie mogliśmy go widzieć bo byliśmy z drugiej strony zbocza. Przykleiliśmy się do zbocza góry Rakytov gdzie udało nam się wyjść wreszczie ponad szczyty. Jednak nie była to jednak wysokość pozwalająca na bezpieczne przeskoczenie do dobrej doliny i pognanie w stronę Niżnych Tatr. Polecieliśmy w stronę Liptovskiej Osady gdzie znowu walczyliśmy o każdy metr wysokości oglądając dokładnie drzewa na szczytach. Spotkaliśmy tam Jantara który startował zaraz po nas z Prievidzy. Był jeszcze niżej od nas, i gdy my przeskoczyliśmy z powrotem w stronę dobrze nam poznanej góry Rakytov, on musiał zlecieć w dolinę w stronę Rużemboroka, gdzie odpalił silnik i wrócił bezpiecznie do domu (to nie żart – jego Jantar posiada silnik)
My przykleiliśmy się z powrotem do zbocza w poszarpanym metrowym kominie który cierpliwie wykorzystywał Marek. Po wyniesieniu nas nad szczyt, komin usilił się do ponad 3m/s, wyniósł nas pod samą podstawę i na naszych twarzach wreszcie zagościł uśmiech.
Udaliśmy się w stronę Prievidzy, gdzie Adam będący już na dolocie, podpowiedział na o pięknym szlaku nad pasmem Vtacnika. I rzeczywiście gdy pod niego wlecieliśmy poczuliśmy siłę i piękno DUO. Pozamykane wszystkie nawiewy, lecimy 150-170km/h pod szlakiem a w kabinie tylko delikatny szum i wesołe pikanie wariometru, miejscami przekraczające 5m/s. przelecieliśmy tak prawie 50km po prostej aż do ostatniej strefy nad szczytem Wielkiego Trybca którą tylko delikatnie nakłuliśmy. Mimo iż mieliśmy spokojnie dolot do lotniska, wykręciliśmy się dla pewności i spokoju w poszarpanym jak to zwykle dziś było metrowym kominie, co mogliście zobaczyć na relacji na żywo z kabiny. (Kto nie widział zapraszam do archiwum kanału Poplera na prawej pionowej belce bloga.) Na dolocie obyło się bez przygód, mieliśmy nad lotniskiem jeszcze dużo wysokości aby podziwiać miasto i górujący nad nim piękny zamek w Bojnicach.
Po wylądowaniu oporządziliśmy sprzęt, czyszczenie, tankowanie, grajcarowanie, ładowanie. Niby mało, a zeszło ponad 2h. Udaliśmy się w drogę powrotną do Bielska która minęła równie szybko jak nasz emocjonujący 4h lot.
Był to bardzo emocjonujący lot i myślę że nauczył nas bardzo dużo. Jego analiza zajmie na pewno kilka wieczorów. Pierwszy raz miałem okazję lecieć jako dowódca tak nowoczesnym szybowce. Pierwszy raz mogłem sprawdzić działanie silnika dolotowego. No i pierwszy raz latałem za granicą. Góry pokazały swoją potęgę i uzmysłowiły fakt iż bez dokładnej analizy zadania przed lotem, niewiele się uda zrobić. Brakuje treningu w górach, uczy on dużo bardziej niż lot na płaskim terenie. Nie ma możliwości odpuszczenia myśli: co będę robił za 15 min, nawet w zwykłym locie który nie jest wyścigiem. Lot można zobaczyć w serwisie OLC: http://www.onlinecontest.org/olc-2.0/gliding/flightinfo.html?dsId=3512141
W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować menadżerowi kadry Przemysławowi „Żółwiowi” Bartczakowi który obdarzył nas zaufaniem wynajmując dla nas DuoDiscusa. Żółw potwierdził tym swoje ogromne i widoczne na każdym kroku zaangażowanie w rozwój najmłodszych zawodników. Wielkie DZIĘKUJE! Podziękowania należą się również Adamowi Czeladzkiemu, który cierpliwie i dokładnie wytłumaczył wszystkie niejasności przy nowym dla nas szybowcu, a także dawał wskazówki jak radzić sobie w nowym terenie.



PS. Bielsko nie było jednak końcem podróży dla mnie. Marek wrócił do domu, ja musiałem zdążyć na poranne zajęcia na uczelni w Rzeszowie. Z Bielska odebrał mnie mój przyjaciel Saku,  który pokazał mi wreszcie miejsce swojej pracy i odwiózł do Katowic na busa do Rzeszowa, pod warunkiem że będzie na blogu ;)  Na 5 rano byłem w mieszkaniu. Jak to opisał Adam: trzeba być Juniorem żeby się urywać na takie szybkie wypady.