Warunki po starcie zdawały się być znacznie lepsze niż wczoraj, ale bezchmurna to bezchmurna – jest ciężko. Standardowo nad lotniskiem akwarium pełne Standardów każdemu dało szanse zabrania się na termikę.
Niestety plan wspólnego odejścia nie udał się bo akurat gdy reszta odchodziła ja podkręcałem się w kominie na dostateczną wysokość. Ostatecznie goniłem peleton sam, ale kiedy byłem gdzieś w okolicach 10 km od Annopola zaczęły się pojawiać pierwsze Cb na południu. Postanowiłem zawrócić na lotnisko, czego żałowałem w sumie nie długo… Nadleciałem nad lotnisko i postanowiłem polecieć kawałek pod wiatr żeby trochę obeznać się z rejonem lotniska z powietrza. W pewnym momencie szlak TCU pod którym leciałem zaczął się rozpadać i dusić do 4m/s więc zawróciłem w stronę EPST i postanowiłem lądować na pasie 12, gdyż tak były wyłożone znaki, a kwadrat się nie odzywał.
Było to najcięższe moje lądowanie w życiu. Na podejściu zauważyłem po krzakach że wiatr jest tylno boczny o sile około 30km/h. Poprawka 45 stopni ledwo dawała radę utrzymać mnie na kierunku. Ale udało się wylądować… Jakieś 5 min po moim lądowaniu zaczęły walić pioruny i zaczął padać deszcz. Po wrzuceniu MG do hangaru ruszyliśmy na pomoc KT który siedział w polu koło Annopola razem z CB. W międzyczasie zdążyliśmy obejrzeć lądowania Jantarów w przeróżnych kierunkach i szykach, nawet do 4 na raz(!). Niestety KT nie zaskoczył nas kreatywnością i znowu walnął w polu dostępnym jedynie dla piechurów lub ciągników.
Aby zapakować go na wózek musieliśmy przenieść go przez 3 pola – Ma-SAK-ra. Ale udało nam się umknąć kolejnej burzy na styk i wróciliśmy szczęśliwie na EPST. Do miłego Julliet Julliet
No comments:
Post a Comment